Pracownicy giganta rynku wyszukiwarek zawsze oszczędnie wypowiadali się na temat linków, jednak w ciągu ostatniego półrocza nie zabrakło wypowiedzi zachęcających do linkowania innych stron – [1] i [2]. Znamienne są też słowa Garry’ego Illyesa:
Jestem bardzo zły na portale z newsami. Nie linkują do mniejszych publikacji, blogów i innych, ponieważ prawdopodobnie boją się tego, co jest głupie. I myślę, że nie robią tego na podstawie doświadczenia. Prawdopodobnie nadal boją się kary. Internet jest zbudowany na linkach. Linki są esencją internetu. Wczorajszej nocy czytałem artykuł, nie pamiętam nazwy tego portalu, ale użyli tam tylko nazwy strony o której pisali, nie zalinkowali do niej. Potem szukając jej okazało się, że są dwie firmy o tej samej nazwie, jedna ze Stanów Zjednoczonych i jedna z Wielkiej Brytanii, i musiałem zgadywać o której z nich pisali. Co jest głupie, ponieważ mogłem uniknąć całej tej sytuacji po prostu klikając na link do tej strony.
Oczywiście to nie jest oznaka spalonego gruntu pod nogami twórców największego na świecie internetowego biznesu. Nadal powstaje multum stron internetowych, ostrożniejsze szacunki mówią o 100 tysiącach nowych stron dziennie, a te bardziej diametralne podwyższają tą wartość nawet do 700 tysięcy. Tylko co z tego skoro ich twórcy chwalą się nimi na Facebooku, dodają je na serwisy typu Wykop, a sami odbiorcy dzielą się nimi na forach, na których wszystkie linki są opatrzone atrybutem nofollow lub są niedostępne dla niezalogowanych użytkowników?
Linki stają się w coraz większej frakcji narzędziem w rękach pracowników branży marketingu, a nie głosem popularności i jakości. Nie zanosi się jednak by wyszukiwarka Google zrezygnowała z ich dużej roli. Przeciwnie! Wśród trzech najważniejszych czynników rankingowych wymieniane są linki, treści i RankBrain (źródło) a ostatni ogłoszony algorytm (rzecz zdarzająca się raz na rok) to Pingwin dotyczący linków. Zamiast ucieczki w zastępcze czynniki, firma Google przypuściła kontrofensywę na najważniejsze dla wyszukiwarki dane i wypuściła całkowicie przebudowany algorytm filtrujący linki, z zamiarem wyłuskania tych, które są właściwymi głosami ludzi.
W takiej sytuacji logiczne jest oczekiwanie kolejnych kroków w tym kierunku. Zgodnie z wyliczanką z leada, firma Google może mniej lub bardziej zmienić podejście do linków nofollow, przekierowań w portalach społecznościowych, czy też samych wzmianek bez linków. Jakkolwiek brzmi to fantastycznie, przejrzenie profili linków większości podstron w TOP10 na zapytaniach które mają więcej niż 100 wyszukań kończy się jasnym wnioskiem – praktycznie wszystkie strony prócz Wikipedii zbudowały swoje linki w procesie marketingowym, który nawet prowadzony jako wpisy gościnne i obwoływany przez wielu white hat content marketingiem jest de facto łamaniem zasad Google (tak, za guest blogging od lat są wręczane kary ręczne).
Standardowy profil linków z pierwszej strony wyników wyszukiwania. Tutaj przykład z TOP3 po wpisaniu „motocykle yamaha”, sztuczne działania oczywiste i jak na dłoni.
Jeżeli już prawie wszyscy skutecznie manipulują jednym z twoich najważniejszych czynników rankingowych to czas na poważne zmiany co najmniej w danych jakimi jest karmiony. Zresztą do tych zmian niedawno doszło. W porównaniu do poprzednich aktualizacji, ostatnia wersja algorytmu Pingwin była relatywnie gwałtowna. Doszło do istotnych zmian widoczności Klientów w portfelu wielu polskich firm SEO, z oczywistych względów nikt publicznie nie dzieli się odniesionymi porażkami. Skuteczne odepchnięcie od wyszukiwarek lub zepchnięcie do AdWords firm pozycjonerskich brzmi jak dobry sposób na odzyskanie przynajmniej części naturalności linków, której firma Google potrzebuje jak nigdy wcześniej.
6 komentarzy
Michał Ptak
Tak jest – można zauważyć analizując różne raporty czołowych stron, że linki dofollow już nie są receptą na TOPy. Teraz warto zainteresować się innym linkami a nawet nie tyle linkami co urlem. Ale też nie ma chyba żadnego w Polsce wiarygodnego i reprezentatywnego testu który by potwierdził/obalił – opieranie linkowania o proporcje ze zwiększonym nofollow czy samym URL nieklikalnym.
Na pewno trzeba zmieniać system linkowania inaczej się nie przetrwa na rynku… ale może to lepiej bo osoby z małym doświadczeniem od razu się zrażają i nie psują później rynku 😉
Grupa TENSE
Przytoczona wypowiedź Garry’ego ewidentnie wskazuje, że mają w Google problem ze zwiększającą się popularnością mediów społecznościowych i tym samym zliczaniem/ocenianiem linków tam publikowanych.
Myślę, że linki zawsze będą grały dużą rolę w procesie pozycjonowania, natomiast w skład algorytmu – prawdopodobnie już na stałe – musi jeszcze dojść jeden czynnik, który będzie znacząco wpływał za efekt końcowy – w tym przypadku mam na myśli dokładną analizę ruchu na stronie, być może włącznie z oceną źródła, z którego prowadzi ruch. Tym samym, jeśli na stronę będzie naprawdę dużo wejść np. z facebooka (nawet po przekierowaniu), wtedy będzie to dla nich sygnał, że jest na niej coś wartościowego i zostanie przyznany tzw. bonus w wynikach organicznych na zapytania powiązane z treścią, która jest na tej stronie opublikowana.
Powyższy scenariusz wydaje się najbardziej logiczny i prawdopodobny.
bziku
Grupa TENSE i wtedy się zacznie sztuczne nabijanie ruchu.
Thesis
Tak, w pełni zgadzam się z tym, że za czas jakiś możemy spodziewać się tego, że Google zacznie zmieniać strategię w stosunku do linku typu nofollow i ich wartość oraz znaczenie zaczną rosnąć. Podejrzewam jednak, że zacznie się to zmieniać w sposób nieoficjalny. Po prostu zaczniemy zauważać, że linki nofollow mają na skuteczne pozycjonowanie coraz większy wpływ.
Agata
@Thesis myślę, że równowaga między profilem linków dofollow a nofollow ma już teraz ogromne znaczenie. „Podejrzewam jednak, że zacznie się to zmieniać w sposób nieoficjalny.” – u nich oficjalnie informacja pojawia się jak wszyscy w branży już o tym wiedzą:D
Arek
Z jednej strony ma to sens, z drugiej nie do końca. Zdecydowanie trzeba zauważyć, że ogranicza się w ten sposób tworzenie piramid linków, jeżeli większość odnośników to nofollow to po co umieszczać tam link?